wtorek, 26 sierpnia 2014

ERASMUS część 7: Varna - streetart

Lubię streetart za to, że nigdzie nie ma przewodnika po tej galerii. To co uda Ci się znaleźć możesz uważać za swoje odkrycie. Czasem wpada się na ogromne murale, innym razem trzeba się schylić żeby je zobaczyć, a bywa i tak, że musimy się dostać w jakieś ukryte miejsce. Te kolorowe elementy miasta również tworzą coś charakterystycznego. Każde miejsce na świecie ma trochę innych ulicznych artystów. 
Dziś zbiór zdjęć z Warny. Zdjęć właśnie streetartowych. Tego co udało mi się złowić podczas licznych spacerów na matrycy aparatu. Muralowo i kolorowo:)



 Najbardziej charakterystyczne dla mnie w Warnie były prostokątne ludziki malowane na skrzynkach z kablami.




niektóre dosyć depresyjne...




Druga rzecz, która mi się wydaje charakterystyczna: bardzo długie graffiti:)

niektóre usytuowane tak, że nie sposób złapać je w jeden kadr, bez szerokokątnego szkła


I po trzecie: ozdabianie różnych płaszczyzn przedmiotów użytkowych takich jak (nie licząc skrzynek z elektroniką) bram garażowych, drzwi, koszy na śmieci...






Więcej zdjęć (nie tylko streetartowych) na instagramie:
http://instagram.com/maven_img

piątek, 15 sierpnia 2014

ERASMUS część 6: Kaliakra - wyprawa przez czerwony piekielny półwysep do nieba seafoodu

Nie ma to jak pojechać na Kaliakrę i zresetować ustawienia w aparacie - kilkaset zdjęć w JPEGach… :P

Kaliakra to półwysep, który kojarzy się bardzo z Bułgarią. Jego pomarańczowo-czerwone klify można znaleźć na wielu pocztówkach i zdjęciach z tego kraju. Tym bardziej dziwi więc to, że nie jeździ tutaj żaden autobus!
Jedyne możliwości, żeby dotrzeć na piękny półwysep to: 1) posiadać auto 2) złapać taksówkę 3) zabrać się tam razem z wycieczką zorganizowaną autokarem.

Nam pomógł tam dotrzeć Hristiyan i jego samochód :)
Na miejscu:
3 BGN wjazd. 
Parkowanie i spacer w pełnym Słońcu. 
Potworna spiekota, a to że nasz bułgarski kolega uprzedził, że zabiera nas do piekła - jeśli brać pod uwagę temperaturę - nie sprawiło wcale, że było chłodniej. Cień rzucały jedynie mury pozostałe po mieście, które kiedyś się tu znajdowało.
Dookoła małe krzewy, czerwone kamienie.

Ale widoki były przepiękne :)


Dochodząc do końca półwyspu widzimy rzeźbę mężczyzny strzelającego z banana...
Choć Hristiyan zwrócił mi uwagę, że to co robi ta rzeźba definitywnie zależy od perspektywy...
 Podobno w wodach Morza Czarnego wokół Kaliakry można spotkać delfiny i foki. Nam niestety nie udało się ich zobaczyć.
Praca rybaka polega tutaj na biciu delfina wiosłem po czole, kiedy ten próbuje wygryźć dziurę w sieci i wyjeść z niej ryby.
 A kiedy już stopiliśmy się dostatecznie, spacerując po ognistym półwyspie, przyszła pora na obiad.
Nieopodal znajduje się farma małży. Podobno najlepszych na całym terenie Morza Czarnego. Zjeść je możemy tylko we Francji, albo świeże... tutaj - w restauracji leżącej bardzo blisko hodowli omułków:) (The Mussel Farm Dalboka)
 Zachód Słońca, restauracja wchodząca do morza i niebiańsko wspaniałe małże...
I tylko dlaczego nie można tam dojechać żadnym autobusem, żeby bywać tam częściej!!!

wtorek, 12 sierpnia 2014

ERASMUS część 5: Bałczik - wpadające do morza, białe miasto królowej Marii

No i kolejna część bułgarskiego wybrzeża. Tym razem miasto, które sto lat temu pokochała rumuńska królowa Maria. Zbudowała ona tutaj swój pałacyk otoczony pięknym ogrodem botanicznym.
Pobudka przed świtem. Śniadanie w drodze i podróż autobusem z Warny do Bałcziku.
Białe miasto, nazywane tak ze względu na wapienne kamienie, na których zostało wybudowane, stromo opada do Morza Czarnego. Ukazało nam się wczesnym rankiem oświetlane przez nisko wiszące nad horyzontem Słońce.
Czerwone dachy, stare gęsto stojące budynki, bardzo klimatycznie.

A potem same ogrody królowej Marii. Przyszliśmy przed bramę wejściową razem z panią otwierającą kasę, więc na początku mieliśmy przed sobą niemal puste ścieżki, piętrowo wybudowanego na brzegu morza, ogrodu. Z mnóstwem przejść, labiryntów tarasów, schodów, mostków (w tym bałczikowy „most westchnień” wzorowany na weneckim) i z możliwością skosztowania tutejszych wyrobów alkoholowych za darmo.

Zdjęcie powyżej to nie meczet, ale właśnie pałacyk królowej Marii.


Na tym zdjęciu przypadkiem udało mi się uchwycić coś charakterystycznego dla Bułgarii:) Otóż turyści/bułgarzy gdy tylko widzą sadzawkę, dziurę, dzban... muszą tam wrzucić jakąś monetę:) Tak było ze starymi naczyniami i łodziami w muzeum archeologicznym w Warnie, podobnie i tutaj z sadzawką.









Czasami wrzucam coś erasmusowego też na mojego instagrama:)

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

ERASMUS część 4: Bułgarskie kolumny

I kolejna wyprawa gdzieś dalej. Do "Stone Forest", kamiennego lasu lub jak wolą tubylcy - do Pobiti Kamani. 
Miejsce moim zdaniem niezwykłe, bo...
Po pierwsze bardzo trudno się tutaj dostać z Warny (mimo, że wcale nie jest to jakoś bardzo daleko) jeśli nie dysponuje się autem - w tym miejscu ogromne dzięki dla Hristiyana, który bardzo chętnie pomógł nam dotrzeć na miejsce.
Po drugie długo uważano, że słupy, które tworzą kamienny las zostały stworzone przez człowieka jako miejsce kultu, a okazało się że wyrzeźbiła je woda, która kiedyś opływała to miejsce obficie (było tu dno morza). I kolumny rzeczywiście wyglądają jakby kiedyś tworzyły świątynię... a uświadamiając sobie, że to dzieło natury - naprawdę robi wrażenie:)











Zdjęcia takie trochę w stylu - kontemplacji kamienia:P Ale mi to miejsce naprawdę wydało się trochę magiczne:)

A i jeszcze na koniec uwaga: jedźcie tam rano albo wieczorem. Pobiti kamani znajdują się na odsłoniętym piaszczystym terenie, więc w ciągu dnia, w lecie Słońce potwornie tam grzeje.