piątek, 18 lipca 2014

ERASMUS część 1: Bułgaria, czyli kraj gdzie ludzie kiwają na odwrót


Długo mi zeszło na sklejenie czegoś z Bułgarii. No ale w końcu w leniwe piątkowe popołudnie udało mi się zebrać kilka zdjęć z folderu "Początek ERASMUSA" i wrzucić je tutaj. A więc rzut oka na kraj, który wciąż pachnie komunizmem, gdzie trudno o słodką bułkę w sklepie (bo większość mają na słono), gdzie owoce smakują Słońcem, a gdy ktoś chce zaprzeczyć to przytaknie Ci ruchem głowy.
 

Po bardzo długiej podróży autokarowej dotarliśmy do Burgas. Słońce pachnie tu wyraźnie inaczej niż w Polsce, a jakież było moje zaskoczenie, gdy zapytany o drogę na dworzec pierwszy z brzegu policjant odpowiedział mi również po angielsku bez zająknięcia. Dookoła mnóstwo komunistycznej architektury, płyty na chodniku wyglądają jakby przeszły małe bombardowanie, ale policjanci tutaj mówią po angielsku? Złudne wrażenie, bo później trudno było już chociażby o to żeby ktoś zrozumiał chociaż "train? where?".


Po dotarciu do dworca (po drodze widząc morze... miły widok po tylu latach przerwy od wielkiej wody:) ) zapytałem pana siedzącego na schodkach wagonu "Is it train to Varna?", a ten powiedział "yes" i pokiwał głową przecząco. Niby jak czyta się o tych gestach w przewodniku to wszystko jasne, ale jak doświadcza się tego na żywo to jest się mega skonfundowanym.


Dalej już długa podróż pociągiem z Burgas do Warny. Przejeżdżając przez stacje, na których nie widać nawet jednego budynku, ale za to z tak ładnymi widokami za oknem jak powyżej:) 
No i kolejne przemyślenie: Na co jeżdżą tu pociągi skoro przy podobnym standardzie jak w Polsce bilety są tu dwa razy tańsze?


Wysiadamy w Warnie, czyli punkt docelowy osiągnięty, na stacji kolejowej, która kolorystycznie wygląda jak inwersja dworca w Burgas. Odbiera nas stąd Nikoleta i śmiesznie tanią taksówką pomaga nam dotrzeć do akademika. Akademik tutejszego uniwersytetu medycznego ma 17 pięter. Jesteśmy z Anią, po wypełnieniu tony papierków zapisanych cyrylicą, zameldowani na 10 piętrze. Niby na zewnątrz straszna komuna, ale pokoje wyglądają tak, że gdyby tak wyglądał akademik we Wrocławiu to bez wahania bym w nim mieszkał.

A i jeszcze widok z okna, który nas przywitał...



Z racji tego, że leniwe popołudnie przechodzi już w nicnierobiący wieczór wypada się ruszyć i skorzystać jeszcze ze Słońca.

Więc do usłyszenia:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz